5 rano - pobudka, 5:55 wyjazd samochodem do Wejherowa, maraton. Pokonana trasa mega tj 49 km, miejsca nie znam, bo wyjechałem przed 'koronacjami'. Wiem, że nie pierwszy, nie ostatni i 30 min straty do lidera. Zaliczone 3 gleby - nie na trasie, a na samym parkingu gdzie było pełno piachu. Teren płaski z nie wielkimi długimi podjazdami. Patologia była tylko na ostatnich 4 km (pętla 24km) gdzie tak trzęsło, że bałem się o moje nadgarstki.
Szybka runda po lesie, próba porobienia podjazdów jednak zawieszona z powodu treningu na siłowni :) Co 5 minut jazdy byłem obleziony w owadach, takich zielonych.
Uczestnictwo w Family Cup regionu Pomorskiego. Jednym słowem przeprawa przez błoto. Przerzutki odmawiały posłuszeństwa już po pierwszym okrążeniu, na podjazdach pedałowało się w miejscu, albo noga spadała z powodu tymczasowego braku spd - już w tym tygodniu będą ! Ogólnie ku memu zdziwieniu miejsce 5, załapałem się nawet na miejsce obok podium i dostałem dyplomo-okładkę. To nic, że nazwisko napisali źle ... Ale bufet był żałosny - za 15 zł wstępu 1 łyżka żurku i 2 kromki chleba. Zimno w cholere !